Marianna Łacek
Jaki wpływ wywiera technologia na rozwój dziecka?
— Robi się późno, czy możesz to już wyłączyć? No i cóż się tak gapisz w ten ekran jak przysłowiowa sroka w kość? Wyłącz natychmiast, bo jak ja ci wyłączę, to już tego więcej nie zobaczysz!
Prośby, rozkazy a nawet groźby… to próba zapanowania nad technologią, która nie tylko się wciska, ale wydaje nam się, że nieuchronnie obejmuje kontrolę nad naszym dzieckiem. Walczyć z tym do upadłego, czy też się po prostu poddać? Ani jedno, ani drugie. Czy tego chcemy czy nie, technologia jest i będzie. Należy tylko pomóc dziecku umiejętnie z niej korzystać.
W połowie lutego Sydney Morning Herald zamieścił ciekawy artykuł, którego autorem jest profesor psychologii cybernetycznej Uniwersytetu Sydnejskiego. Jako osoba zajmująca się profesjonalnie wpływem technologii na zachowanie, prof. Brad Ridout zamierzał chronić własne dzieci przed dostępem do smartfonów i innych elektronicznych urządzeń. Analizując jednak zebrane materiały doszedł do wniosku, że łatwo jest przedobrzyć sprawę, wyrządzając tym samym krzywdę własnemu dziecku.
Statystyki biją co prawda na alarm, wyliczając ile godzin spędzają dzieci ze smartfonami i innymi urządzeniami elektronicznymi. Zaalarmowana tą sytuacją organizacja, Australian Parents Association, czyli Zrzeszenie Australijskich Rodziców, wystąpiło w październiku ubiegłego roku z projektem ‘digital detox’ – ‘odwykówka cyfrowa’. Celem tego projektu była próba zapanowania nad technologią. Biorący udział postanowili w ciągu czterech tygodni ograniczyć i szczegółowo kontrolować używanie elektronicznych urządzeń.
Zdaniem prof.B. Ridouta, problemem nie jest ilość czasu jaki dziecko spędza przed ekranem, ale w jaki sposób wykorzystuje ono te minuty. Psycholog sugeruje, aby wziąć pod uwagę, jak on to nazywa 3 x C: consumption, creation and communication. Po polsku, byłoby to trzy K: konsumpcja, kreatywność i komunikacja.
Pierwsze K . Konsumpcja, ale bezmyślna konsumpcja oglądania nic nie dających filmów powinna być zredukowana do minimum. Oczywiście zakazy nie pomogą, dlatego warto podsunąć dziecku kilka propozycji interesujących a jednocześnie kształcących programów. Najlepiej jest usiąść z dzieckiem lub z dziećmi podczas oglądania filmu i swoim rozsądnym komentarzem pomóc im znaleźć odniesienie tego co oglądają, do realnego, otaczającego je świata. Umysł przedszkolaka chłonie bardziej rozmowę niż obraz.
Oglądanie filmu ze starszym dzieckiem pomaga rodzicom utrzymać więź w rodzinie, a rozsądny komentarz tylko umacnia ich autorytet u dzieci.
Pozwolę sobie znowu podać przykład ze znanego podwórka. – Wszyscy w szkole mówią o tym serialu, a mnie nie wolno go oglądać, skarży się nastolatka. Rodzice absolutnie nie chcą, żeby ich dziecko znalazło się na marginesie swojej klasy. Siadają więc i wspólnie z dziećmi oglądają kolejny epizod modnego serialu. W trakcie filmu wymieniają niby nic nieznaczące uwagi typu: – Czym ci ludzie się interesują? Oni tylko rozmawiają o sąsiadach. Zauważyliście, tam w domu nie ma żadnej książki, dodaje któreś z dzieci … podobne uwagi towarzyszą całemu półgodzinnemu serialowi.
Podczas wywiadówki w szkole, wspominają rodzice, nauczycielka angielskiego wyraziła swoje uznanie dla ich córki, która w tak rozsądnie krytyczny sposób skomentowała ten serial, kiedy dyskutowano o nim w klasie.
Drugie K czyli kreatywność może być wykorzystana przy użyciu smartfonów w wieloraki sposób – to nie tylko robienie zdjęć i nakręcanie filmików, ale wszelkiego rodzaju projektowanie miast, domów, ogrodów, które budują wyobraźnię przestrzenną. Projektowanie gier, które wyrabiają u dziecka umiejętności rozwiązywania problemów oraz dają podstawy programowania komputerowego. Nawet w szkole ostatnio coraz częściej wykorzystuje się technologię w nauczaniu nieraz uważanych za nudne przedmiotów, takich jak na przykład chemia.
Trzecie K to komunikacja, czyli umiejętność kontaktowania się z innymi. I to właśnie obudziło czujność profesora Ridouta, kiedy w rozmowie z żoną komentowali wiadomość, że pięcioletni chłopczyk uratował matkę, dzwoniąc po pomoc. – Mamo, ja bym cię też uratowała, wtrąciła przysłuchująca się rozmowie, ich pięcioletnia córeczka. Rodzice popatrzyli na siebie i ze zdumieniem stwierdzili, że ich własne dziecko, chronione przed rzekomo zgubnym wpływem technologii nie potrafiłoby włączyć telefonu.
Za parę tygodni dziecko miało rozpocząć naukę w zerówce razem z dziećmi, które są już doskonale obeznane ze smartfonami. Zadali sobie pytanie, czy wolno im skazywać własne dziecko na to, żeby od samego początku czuło się gorsze od innych? I stąd właśnie intensywne poszukiwania profesora psychologii cybernetycznej rozsądnego podejścia do smartfonów w rękach dzieci – tych najmłodszych i tych nieco starszych. Pierwsze stwierdzenie, do jakiego doszedł profesor to, że pięcioletnie dzieci obeznane ze smartfonami wykazują lepszą gotowość do rozpoczęcia nauki w szkole niż ich koledzy, których rodzice mają bardziej konserwatywne podejście do elektroniki.
Problem, który w ostatnich latach mocno się zaostrzył, powstał z chwilą upowszechnienia urządzeń elektronicznych. Teraz to już nie tylko telewizor, komputer, I- pod i słuchawki na uszach, ale wszędobylski smartfon i tablet, bez którego dzisiejsza młodzież nie wyobraża sobie życia – my zresztą też.
Na początku lutego w Polsce ukazał się komunikat biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu: 15-latek pokłócił się z rodzicami. Poszło o zablokowanie mu dostępu do internetu. Nastolatek zabrał ze sobą niebezpieczne przedmioty i wychodząc z domu zapowiedział, że zrobi sobie krzywdę. Zaniepokojeni rodzice skontaktowali się z policjantami. Ci zainicjowali akcję poszukiwawczą. Po czterech godzinach udało się znaleźć 15-latka. Chłopak trafił do szpitala. Jego życiu i zdrowiu już nic nie zagraża. Przykład na pewno drastyczny. Nie każdy nastolatek reaguje w tak skrajny sposób na rodzicielski zakaz.
Należy się jednak zastanawić gdzie leży błąd. Dziecku wolno postąpić nierozważnie – ono się dopiero uczy życia, ale dla nas, rodziców niestety nie ma taryfy ulgowej. My na każdym kroku powinniśmy kierować się rodzicielskim rozsądkiem. Wychowując dziecko stanowczo musimy wystrzegać się nakazów i zakazów – one automatycznie budzą sprzeciw. Na zasadzie (chyba) drugiego prawa dynamiki – jeżeli działamy na obiekt z pewną siłą, to ten obiekt odpowiada z taką samą siłą, lecz przeciwnie skierowaną.
Zamiast więc drastycznych zakazów, należy od jak najmłodszych lat spokojnie z dzieckiem rozmawiać, przygotowując je na wszelkie konsekwencje nierozważnego korzystania z dostępnych urządzeń.
Norweskie badania wykazały, że nawet półtorej godziny dziennie siedzenia przed ekranem powoduje znaczny wzrost ryzyka otyłości u dzieci i młodzieży, powoduje także problemy z zaśnięciem i negatywnie odbija się na jakości snu. Nie mówiąc już o braku czasu na odrobienie zadań domowych. Niepowodzenia w nauce, otyłość, brak godziwego wypoczynku w nocy, to tylko krok od depresji. O negatywnych skutkach braku kontroli nad cybernetyką muszą wiedzieć rodzice, ale nie po to, żeby dziecko straszyć konsekwencjami.
Zamiast pokazywać mu czarną przyszłość korzystania z urządzeń elektronicznych o wiele rozsądniejsze będzie zaproponowanie ciekawego i korzystnego dla zdrowia spędzenia czasu.
Usiądźmy z dzieckiem w wieku szkolnym i wspólnie ustalmy pewne warunki korzystania z mediów.- Tak, aby znaleźć czas na inne zajęcia: zabawę, sport,
odrobienie lekcji i obowiązki domowe. Wspólnie ustalmy czas i miejsca w domu wolne od elektroniki. Np. stół podczas posiłków. Postarajmy się przekonać dziecko, aby idąc spać nie zabierało smartfona do łóżka. Będzie to szczególnie trudne w przypadku nastolatka – ale należy próbować, rozsądnie tłumacząc powody, nie należy stosować kategorycznych zakazów.
A smartfon, można wykorzystać w wieloraki sposób, także jako środek wychowawczy. Znam rodzinę, w której ustalono pewne zasady postępowania, łącznie z obowiązkami dla każdego z dzieci. Niewywiązanie się z tego oczywiście bez ważnego powodu, skutkuje odebraniem smartfona, na czas uzależniony od wagi przewinienia.
Niezwykle pozytywny wpływ może mieć smartfon na kontakty z mieszkającą w Polsce rodziną. Przyczyni się to do umocnienia więzi rodzinnych i pomoże dziecku w lepszym opanowaniu języka polskiego. Szczególnie jeśli znajdzie tam kuzyna w podobnym wieku.
Podobnie z SMS-ami oraz korzystaniem z mediów społecznościowych. Okazuje się, że u młodszych dzieci ma to pozytywny wpływ na wyrabianie umiejętności czytania i pisania. A nastolatkowie, którzy wrzucają własne wpisy oraz komentują wpisy koleżanek i kolegów nabierają więcej pewności siebie, stają się bardziej odpowiedzialni, zyskują większe poczucie swojej wartości. Odwrotny skutek osiągają jednak ci, którzy tylko biernie śledzą co napisali inni, nie włączając się aktywnie w dyskusję.
I tutaj pojawia się kolejny problem – bezpieczeństwo korzystania z mediów elektronicznych. Należy od najwcześniejszych lat uczyć dziecko jak w bezpieczny sposób używać internetu i jak zachować prywatność. Rozmawiajmy z dzieckiem na temat bezpiecznego korzystania z mediów społecznościowych i zagrożeń na jakie może być narażone. Pokażmy jak ma aktywować zabezpieczenia prywatności i kontrolować to co publikuje.
Ważne jest także wyjaśnienie młodym, że nie wszystko, co pojawi się w internecie, musi być prawdą. – Trzeba uczyć dzieci, szczególnie te starsze, co to jest kłamstwo w sieci, jakie są zagrożenia, co to jest przeładowanie informacyjne. Warto zadać sobie od czasu do czasu pytanie – czy ja to wszystko muszę wiedzieć? Jedno jest pewne, trzeba po prostu od najmłodszych lat rozmawiać z dziećmi aby w naturalny sposób nauczyły się rozsądnego korzystania z urządzeń elektronicznych, które mają nam ułatwiać a nie utrudniać życie. Pozostaje jeszcze jeden temat –gry komputerowe, ale tym zajmiemy się w kolejnej pogadance.
Marianna Łacek
Marianna Łacek – absolwentka Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, wieloletnia nauczycielka języka polskiego i angielskiego w australijskim szkolnictwie. W r. 2004 otrzymała NSW dyplom ‘Award for Excellence in Teaching’ a rok później oficjalną nominację do ‘National Award for Excellence in Teaching’. W roku 2016 otrzymała Medal Order of Australia (OAM) za swoją działalność pedagogiczną i edukacyjną. Prywatnie jest matką czworga dorosłych, wychowanych i wykształconych w Australii dzieci.