Historia, Polska, Życie i społeczeństwo

Życie, męczeństwo i chwała rodziny Ulmów

Minęło blisko osiemdziesiąt lat od tragicznej śmierci rodziny Ulmów z Podkarpacia. Opowieść o ich życiu to historia o zwykłych ludziach, którzy dokonali heroicznego wyboru i zginęli męczeńską śmiercią. To także opowieść o tajemnicy nieprawości ich oprawców, odzyskiwaniu zbiorowej pamięci o bohaterach, a także spychaniu w niepamięć karygodnych zbrodni – pisze Alina Petrowa-Wasilewicz.

Rodzina Ulmów Fot. dlapolonii.pl

Męczeństwo rodziny miało miejsce 24 marca 1944 roku nad ranem we wsi Markowa na Podkarpaciu, gdy ekipa niemieckiej okupacyjnej żandarmerii wpadła nagle do ich domu. Zamordowali ośmioro Żydów – Goldmanów, Grünfeldów, Didnerów, a następnie ukrywających ich Józefa i Wiktorię Ulmów oraz sześcioro ich dzieci – Stanisława, Barbarę, Władysława, Franciszka, Antoniego i Marię. Siódme dziecko małżonków zostało zamordowane w łonie matki – Wiktoria była w zaawansowanej ciąży.

17 grudnia 2022 roku papież Franciszek zatwierdził dekret mówiący o męczeństwie rodziny Ulmów.

10 września 2023 roku męczennicy, nazywani także Samarytanami z Markowej, zostaną beatyfikowani w ich rodzinnej wsi.

Zwyczajne, pracowite życie

Józef Ulma miał trzydzieści pięć lat, gdy w 1935 r. założył rodzinę. Był właścicielem niewielkiego gospodarstwa w Markowej – jednej z najludniejszych wsi w II Rzeczypospolitej, gdyż liczyła 4,5 tys. mieszkańców. We wsi mieszkało około trzydziestu żydowskich rodzin, sąsiedzi się znali, dzieci bawiły się wspólnie. Józef sprzedawał swoje owoce i warzywa Saulowi Goldmanowi z pobliskiego Łańcuta.

Mężczyzna był aktywny i przedsiębiorczy, zajmował się ogrodnictwem, uprawiał warzywa, miał ule, hodował jedwabniki. Miał talent wynalazcy, sam skonstruował aparat fotograficzny, którym dokumentował życie rodziny i mieszkańców wsi, a także wiatrak do produkcji elektryczności – dom Józefa był pierwszy we wsi, w którym zaczęto używać elektryczności. Chociaż Józef skończył tylko cztery klasy szkoły powszechnej, uczęszczał na kursy rolnicze, sam doskonalił swoje kwalifikacje zawodowe i z biegiem czasu stał się wśród współmieszkańców autorytetem i doradcą w sprawach rolnictwa, otrzymywał dyplomy na wystawach rolniczych. Był aktywny na wielu polach – współorganizował amatorski teatr wiejski, był kierownikiem spółdzielni mleczarskiej, należał do Związku Młodzieży Wiejskiej Wici, prowadził bibliotekę Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży.

Wiktoria z domu Niemczak była o dwanaście lat młodsza od męża. Uczono ją, że nie można odmawiać pomocy ludziom w potrzebie, w szkole dostawała najczęściej czwórki, ale jej zachowanie, pilność i naukę religii oceniano na bardzo dobry. Gdy podrosła, też udzielała się w amatorskim teatrze.

Po ślubie, w 1935 r., zaczęło się wspólne, pracowite życie. Ze zdjęć, robionych przez Józefa, emanuje miłość scalająca rodzinę – na jednym małżonkowie czule się obejmują, ich spracowane dłonie tworzą jedność, na innych matka uczy dziecko czytania, maluchy bawią się i pomagają w polu. Codzienność. Kreatywność w szukaniu nowych możliwości gospodarowania, ciężka praca, modlitwa. Błogosławieństwo zwyczajnego życia.

Czas heroizmu

Wybuch wojny przewrócił ten skromnie uładzony świat. Po powrocie Józefa z wojny obronnej we wrześniu 1939 r. małżonkowie nadal pracowali, a na świat przychodziły kolejne ich dzieci. Ale wraz z rządami niemieckich okupantów ich życie zaczęło się zmieniać. Żydzi z wioski musieli nosić opaski z gwiazdą Dawida, później kazano im się wyprowadzić do getta w Łańcucie. Bardziej przewidujący Żydzi zrozumieli, że koncentracja w gettach to pierwszy etap ich eksterminacji, i szukali schronienia w pobliskich lasach lub u polskich sąsiadów. W grudniu 1942 r. zamordowano ponad dwudziestu Żydów ukrywających się w Markowej. Józef pomagał czterem sąsiadkom w zbudowaniu ziemianki, która niestety została wykryta, a kobiety w niej ukryte – zamordowane.

Saul Goldman i jego czterej synowie ukryli się u Ulmów prawdopodobnie w grudniu w tym samym roku. Do nich dołączyły trzy kobiety z Markowej – Gołda Grünfeld i Lea Didner z córeczką Reszlą. Osiem osób na strychu niewielkiego domu.

Nie wiemy, czy Ulmowie się wahali. Nie wiemy, kiedy i jak podjęli decyzję. Mieli warunki do ukrywania Żydów, bo ich dom znajdował się na uboczu. Ale wszyscy wiedzieli, że za minimalną pomoc Żydom – choćby kawałek chleba czy szklankę wody – grozi śmierć. A także śmierć całej rodziny.

Nie mogli jednak postąpić inaczej. W bibliotece domowej wśród dwustu woluminów poczesne miejsce zajmowało Pismo Święte i dwa w nim podkreślenia – przypowieść o Samarytaninie i o miłości bliźniego. Musieli odczytać tę sytuację – że mimo ryzyka i ewentualnej ceny nie mogą postąpić inaczej. Wiktoria kupowała dużo żywności, Józef sprzedawał wygarbowane przez Goldmana skóry. Wszyscy więc o ukrywanych u nich Żydach wiedzieli, a przynajmniej czegoś się domyślali. Ostrzegali Józefa. Życie na krawędzi toczyło się przez półtora roku.

Ulmów zadenuncjował tzw. „granatowy” policjant Włodzimierz Leś, posterunkowy z Łańcuta. Goldman zaufał mu i przekazał część swojego majątku. Zlikwidowanie właściciela umożliwiłoby zagarnięcie całej schedy.

Kaźń odbyła się 24 marca 1944 r. o świcie. Cztery furmanki z wywleczonymi ze snu polskimi woźnicami, pięciu niemieckich żandarmów, kilku granatowych policjantów. Dowodził nimi porucznik Eilert Dieken. Na strychu siepacze zamordowali od razu trzech ukrywających się. Pozostałych przed domem – najpierw Żydów, później Józefa i będącą w siódmym miesiącu ciąży Wiktorię. „Patrzcie, jak giną polskie świnie za ukrywanie Żydów” – wrzeszczał Josef Kokot, żandarm słynący z okrucieństwa, nazywany „diabłem z Łańcuta”. Po czym nastąpiła krótka narada, co zrobić z dziećmi. Dowódca morderczego komanda wydał rozkaz zabicia także dzieci. Josef Kokot zamordował troje lub czworo z nich. Siedemnaście mordów w krótkim czasie. Cały dom spłynął krwią, która powlekła ściany i powałę, na ziemi walały się zdjęcia robione przez Józefa.

Zaraz po morderstwie kaci przystąpili do plądrowania zakrwawionego domu. Na koniec oprawcy uczcili masakrę popijawą, w trakcie której śmiali się i wrzeszczeli – wypili trzy litry wódki.

Mieszkańcy Markowej byli sparaliżowani i odrętwiali z przerażenia. „Wystrzelali Ulmów” – mówili zszokowani ludzie. „Człowiek chodził jak zamulony” – wspominał po latach brat Józefa, Władysław. „Dlaczego zabiliście dzieci?” – odważył się zapytać sołtys Teofil Kielar. „Żeby gromada nie miała z nimi kłopotu” – odpowiedział dowódca. Dramat polegał także na tym, że w innych domach nadal ukrywali się Żydzi. Nikt ich nie wydał, nikt nie wypędził. „Był okropny strach, człowiek chodził jak trusia” – wspominał Eugeniusz Szylar, którego rodzice, Antoni i Dorota, przez półtora roku ukrywali w stodole rodzinę Weltzów. „My może jakoś z pomocą Bożą przeżyjemy” – zdecydował ojciec. W sumie w Markowej przeżyło dwadzieścia jeden osób, choć strach był okropny…

Odzyskiwanie pamięci

Powojenne lata były czasem traumy przeżywanej w ciszy. Nikt nie pomagał ludziom, którzy przeżyli zetknięcie z piekłem, nikt nie kierował ich na terapię. Musieli sami sobie radzić z bólem i koszmarem wspomnień. Nikt poza mieszkańcami wsi nie wiedział o tragedii, która się tu rozegrała. Granatowy policjant Włodzimierz Leś został zlikwidowany przez podziemie we wrześniu 1944 roku. Josef Kokot po procesie w 1958 r. został skazany na śmierć, zamienioną na dożywocie, w końcu na 25 lat pozbawienia wolności. Zmarł w więzieniu. Nikt poza nimi nie został ukarany. Eilert Dieken był policjantem w Esens i zmarł jako szanowany obywatel miasta w 1960 r.

Pamięć o męczennikach z Markowej przetrwała lata dzięki przekazom rodzinnym. Wnukiem siostry zamordowanej Wiktorii Ulmowej jest Mateusz Szpytma – historyk, obecnie wiceprezes IPN – i to on zaczął drążyć rodzinną historię. W 1993 r. ukazała się pierwsza publikacja o Ulmach. Od tego czasu pojawiły się liczne inne, także filmy dokumentalne, wywiady. Coraz więcej osób dowiadywało się o heroicznej rodzinie z Polski. W 1995 r. Ulmowie otrzymali tytuł Sprawiedliwych wśród Narodów Świata Instytutu Yad Vashem, osiem lat później rozpoczął się ich proces beatyfikacyjny, w 60. rocznicę kaźni odsłonięto pomnik w Markowej, w 2016 r. otwarto w Markowej Muzeum Polaków Ratujących Żydów im. Rodziny Ulmów.

Beatyfikacja niezwykłej rodziny męczenników odbędzie się 10 września 2023 r. Będzie precedensem – po raz pierwszy na ołtarze zostanie wyniesiona cała rodzina, w tym dziecko, które w chwili mordu znajdowało się jeszcze w łonie matki. Papież Franciszek, uzasadniając swoją decyzję, podał Ulmów za przykład „wierności Bogu i Jego przykazaniom, miłości bliźniego oraz ludzkiej godności”. Ustawił poprzeczkę wiernym niebotycznie wysoko. Tak jest w chrześcijaństwie.

 

Alina Petrowa-Wasilewicz

Polska dziennikarka i publicystka, przez wiele lat związana z Katolicką Agencją Informacyjną, laureatka nagrody dziennikarskiej “Ślad”, autorka kilkunastu książek w tym najnowszej “Uratować tysiąc światów” o Matce Matyldzie Getter

 

Żródło: dlapolonii.pl