Czym jest historia, w której tkwimy? To orgia panoszącej się nieprawości. A przecież zawsze znajdzie się garstka sprawiedliwych, którzy w tej zawierusze przechowają podstawowe wartości. Chodzi o to, by znaleźć się w tym gronie – powtarzał Zbigniew Herbert, jeden z największych poetów polskich i europejskich. 28 lipca 2023 r. mija 25 lat od jego śmierci.
Wychowanie w rodzinie zamożnego lwowskiego bankiera pozwoliło młodemu człowiekowi oczytać się i zakochać w kulturze klasycznej Grecji i Rzymu. A z drugiej strony nasłuchać się o terrorze komunistycznym panującym za nieodległą granicą z Rosją Sowiecką. Obserwując radziecką okupację Lwowa z własnego okna, raz na zawsze wyleczył się ze złudzeń co do ustroju komunistycznego. Następną okupację – niemiecką – przetrwał dzięki pracy w lwowskim Instytucie Behringa. Był „karmicielem wszy” wykorzystywanych w produkcji szczepionek przeciw tyfusowi. To chroniło przed łapankami i uliczną egzekucją. Powtarzał, że to właśnie przeżycia wojenne wymusiły na nim potrzebę jasnego i lapidarnego formułowania myśli. „Wiersze były wówczas jak więzienny gryps lub list wyrzucony z transportu ludzi wysłanych na śmierć” – wyjaśniał.
Stalinizm budził w Herbercie sprzeciw odruchowy i radykalny. Do tego stopnia, iż odmawiał jakiegokolwiek udziału w oficjalnym życiu literackim powojennej Polski. Na utrzymanie wolał zarabiać jako „projektant urządzeń sanitarnych”, urzędnik Banku Polskiego czy „kalkulator i chronometrażysta”. Kolegom, którzy w tym czasie rozpoczynali kariery literackie, wystawił gorzki rachunek w wywiadzie dla Jacka Trznadla do książki Hańba domowa – zbioru wyznań pisarzy, ówczesnych propagandzistów partyjnych. „Ile razy się mówi o tych rzeczach, to stare konie są nadąsane – ci, którzy pisali te brutalne, głupie i haniebne szmiry – i żądają, abym podchodził do nich z delikatnością Prousta lub żebym wczuwał się w tajemnice ich duszy jak Dostojewski” – ironizował. I tłumaczył: „Pisarz jest, a przynajmniej powinien być po stronie poniżonych i pokrzywdzonych. Od tego nie mogą go zwolnić żadne instancje świeckie czy duchowne”. W wierszu o swoim oporze pisał bez patosu:
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
mieliśmy odrobinę niezbędnej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo
choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa
(Potęga smaku)
Zamiast publikować w komunistycznej prasie – studiował, co uwieńczył tytułami magistra ekonomii i prawa. Powtarzał, że wielostronność zainteresowań dobrze służy tworzeniu poezji. „Do pisania wierszy potrzebna jest nie tylko znajomość literatury – podkreślał – ale i nauki przyrodnicze, ślęczenie nad zawiłym tekstem w języku obcym, rozwiązywanie równań”. Taka sumienność zaowocowała rewelacyjnym debiutem: na fali „październikowej” odwilży ukazał się tom Struna światła (1956, 1205 egzemplarzy). Krytyka i czytelnicy przyjęli wiersze wiążące polskie doświadczenia z mitologią grecką jak objawienie.
Dobranoc Marku lampę zgaś
i zamknij książkę już nad głową
wznosi się srebrne larum gwiazd
to niebo mówi obcą mową
to barbarzyński okrzyk trwogi
którego nie zna twa łacina
(Do Marka Aurelego)
Kolejne tomiki, natychmiast tłumaczone na języki obce, uczyniły Herberta jednym z najbardziej znanych poetów Europy. Posypały się zaproszenia na gościnne wykłady w amerykańskich uniwersytetach, liczne stypendia i nagrody literackie. W trakcie niekończących się podróży po Włoszech i Francji Herbert uparcie studiował korzenie kultury śródziemnomorskiej. Uzbierał się z tego osobliwy, prywatny przewodnik po kulturze europejskiej. Swoje związki z filozofią i sztuką starożytności uważał za zupełnie elementarne. Tłumaczył:
jeśli tematem sztuki
będzie dzbanek rozbity
mała rozbita dusza
z wielkim żalem nad sobą
to co po nas zostanie
będzie jak płacz kochanków
w małym brudnym hotelu
kiedy świtają tapety
(Dlaczego klasycy)
Herbert od zawsze czuł się jednocześnie Polakiem i obywatelem Europy – z jej bogatą kulturą, ale i brutalną historią. Ten bolesny splot zawarł w tomie Pan Cogito (1974), wydanym po kilkumiesięcznych pertraktacjach z cenzurą. Książkę szybko okrzyknięto jednym z najważniejszych polskich wydarzeń literackich XX wieku. Tytułowego Pana Cogito, „jegomościa w naszym wieku, który stara się walczyć z rozpaczą”, poeta uczynił wyrazicielem własnych ocen współczesnego świata, pełnych dystansu i ironii. Imię bohatera pochodzi od łacińskiej sentencji Kartezjusza, ojca filozofii nowożytnej: Cogito ergo sum („Myślę, więc jestem”).
idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch
ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo
bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy
(Przesłanie Pana Cogito)
To wezwanie figuruje na wielu obeliskach. Umieszczono je na przykład na głazach pamiątkowych w Gdańsku, w miejscu spotkań opozycjonistów doby PRL-u, i w Sopocie.
A nie były to słowa skierowane tylko do innych. W duchu własnego wiersza Herbert podejmował także swe decyzje polityczne. Na przykład składając podpis pod Memoriałem 59 (1976), w którym intelektualiści polscy protestowali przeciw wprowadzeniu do konstytucji zapisów o uzależnieniu Polski od ZSRR. Swego rodzaju „interwencją poetycką” w ponurą rzeczywistość polityczną wczesnych lat 80. był wydany w Paryżu Raport z oblężonego miasta – obrachunek z demoralizacją, która dotyka zarówno gnębicieli narodu, jak i obrońców jego niezależności. Jako wnikliwy artysta obserwował jednak uważnie wpływ, jaki ideologia totalitarna wywiera zarówno na swych funkcjonariuszy, jak i na ich ofiary.
Zbyt stary żeby nosić broń i walczyć jak inni –
wyznaczono mi z łaski poślednią rolę kronikarza
zapisuję – nie wiadomo dla kogo – dzieje oblężenia
[…]
teraz kiedy piszę te słowa zwolennicy ugody
zdobyli pewną przewagę nad stronnictwem niezłomnych
zwykłe wahanie nastrojów losy jeszcze się ważą
cmentarze rosną maleje liczba obrońców
ale obrona trwa i będzie trwała do końca
i jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden
on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania
on będzie Miasto
[Raport z oblężonego miasta]
Sam też nie pozostał wolny od zgubnych wpływów totalitarnego ukąszenia. W latach 90. ostre, niekiedy skrajne, zawsze dyskusyjne widzenie polskich spraw prezentował poeta w rozliczeniowej publicystyce. Jerzy Narbutt wspominał: „Nawet wtedy, kiedy sitwa literacka skakała wokół niego na paluszkach, miał wybuchy szczerości. Pamiętam, jak zareagował, gdy ktoś próbował obniżyć piękno akowskiego etosu. Po prostu walnął pięścią w stół i wyszedł ze mną na taras. A na tarasie huknął potężnym basem: »Precz z bolszewikami«”. Krytyka go nie deprymowała, trzymał się własnej zasady: „Płynie się zawsze do źródeł, pod prąd, z prądem płyną śmiecie”.
Za cel obrał zwłaszcza formacje postkomunistyczne. Wielu obserwatorów życia literackiego wyrażało przekonanie, że paszkwile tego typu nie licują z rangą literacką Herberta, którego nazwisko wielokrotnie pojawiało się na giełdzie towarzyszącej przyznawaniu Nagrody Nobla. Komentował to w duchu własnej filozofii: „Mody przemijają, żyją tylko wielcy zmarli i oni w końcu będą nas sądzić”.
Wiesław Kot
Żródło: dlapolonii.pl