Fragment obrazu pt. Dziewica Orleańska. Obraz Jana Matejki z 1883 r. w Muzeum Narodowym w Krakowie. Fot. Wikimedia Commons[/caption]
Joanna d’Arc. Georges Bordonove, jeden z biografów Joanny d’Arc napisał o niej: „była meteorytem, który przebojem wdarł się na mapę dziejów Francji i równie szybko zniknął za horyzontem, wnosząc w historię tego kraju element nadprzyrodzony”
Wojna stuletnia.
Misję Joanny można zrozumieć jedynie wtedy, gdy ma się pojęcie o epoce i stosunkach społecznych wówczas panujących, w czasie w którym żyła. We Francji była to trzecia faza tzw. „wojny stuletniej”, toczącej się między Francją, a Anglią, konfliktu który wybuchł na tle zatargów terytorialnych i dynastycznych. XV wiek był we Francji schyłkiem średniowiecza, epoki, w której chrześcijańscy władcy stojący na czele państw europejskich uwzględniali w swoich działaniach element pierwiastka nadprzyrodzonego, epoki w której zarówno bogaci, jak i biedni wierzyli w Boga. Kiedy przychodziła na świat Joanna, Polska zmagała się z zakonem krzyżackim, a rycerstwo polskie fetowało właśnie owoce zwycięstwa grunwaldzkiego.
Jednym z zarzewi wojny francusko – angielskiej było terytorium Gujenny, angielskiej prowincji w północno – wschodniej Francji położonej wokół miasta Bordoux. Francuzi uważali ją za swoje dziedzictwo i integralną część Francji. Jednak w Gujennie stacjonowały garnizony wierne królowi Anglii. Drugą, ważniejszą przyczyną wojny był konflikt dynastyczny wynikający z wygaśnięcia we Francji w 1328 r. dynastii Kapetyngów. Wśród pretendentów do korony Królestwa Lilii był m. in. władca Anglii. Tymczasem władzę we Francji objęła dynastia Walezjuszy. Edward III król Anglii wypowiedział pierwszemu królowi z dynastii Walezjuszy Filipowi VI hołd lenny, który był obowiązany składać ze swych posiadłości w Gujennie. To nieposłuszeństwo oznaczało faktyczne wypowiedzenie wojny.
Wojna, nazwana później stuletnią wybuchła w 1337 r. i trwała 116 lat. Okresy natężonych walk przeplatane były okresami rozejmów, zawieszeń broni i nietrwałych porozumień pokojowych. Walki toczyły się nie tylko na terytorium Francji, ale także w Hiszpanii, Szkocji, na terenie obecnej Belgii, a nawet w samej Brytanii.
Początek XV w. był okresem wielkiego przesilenia, kiedy to siłą dominującą stali się Anglicy, którzy rozgromili Francuzów w 1415 r. pod Azincourt. Dzięki temu podbili w praktyce całą północną część Francji. Leżące na wschodzie Francji księstwo Burgundii politycznie sprzyjało Anglikom, a terytoria zajmowane przez tzw. wolnych Francuzów leżały na południowy – wschód od Loary. Upadek obleganego przez Anglików Orleanu oznaczałby faktyczny upadek całej Francji, a wraz z nią kres dynastii Walezjuszy. Wydawało się, że żadna siła nie może już tej sytuacji odmienić.
W społeczeństwie francuskim istniały wówczas wielkie polityczne podziały. Duża część Francuzów akceptowała panowanie angielskie. Mieszkańcy wolnej części Francji nazywali ich zaprzańcami i zdrajcami. I tacy byli w istocie ci Francuzi, którzy zdecydowali się służyć wrogom. Szansy na osobiste kariery upatrywali w upadku swojego kraju, nie zważali na tragedię ojczyzny pustoszonej przez angielskie oddziały. Setki wsi i miasteczek zamieniały się w zgliszcza, tysiące ludzi ginęło lub szło do niewoli. Francja dzieliła się na dwa stronnictwa: armaniaków – patriotów wiernych prawowitemu królowi i burgundczyków. Burgundczyk był synonimem zdrajcy optującego za obcą dynastią na tronie Królestwa Białej Lilii.
Podobne podziały istniały i istnieją nadal w wielu krajach. W dzisiejszej Polsce, gdzie duża część rodaków nie identyfikuje się ze wspólnotą narodową, za nic ma jej historię, tradycję, religię i wartości, a swój sukces próbuje osiągnąć wysługując się obcym, takich zaprzańców jest coraz więcej. Nie wierzą oni w siłę swojej ojczyzny, na jej suwerenności wcale im nie zależy.
Młodość Joanny przypadła więc na okres, gdy wydawało się że dni Królestwa Francji są już policzone. Delfin – Karol VII będący następcą tronu Królestwa Francji, wydziedziczony przez własnych rodziców naturalny bezradnie przyglądał się konaniu Orleanu – ostatniej dużej twierdzy nad Loarą. Wśród wolnych Francuzów dominowało poczucie niemocy i niewiary we własne siły. Nie było nikogo, żeby powstrzymać ten nieuchronny upadek i degrengoladę. Francją rządziło formalnie dwóch królów, jednym był angielski następca tronu – Henryk V, niemowlę na brytyjskim tronie. Karol VII nazywany był pogardliwie „królem z Bourges”. Sytuacja taka była nie do zniesienia dla wielu Francuzów.
Wtedy właśnie na arenie historii pojawiła się skromna pasterka z Lotaryngii, Joanna d’Arc.
Dzieciństwo i młodość.
Joanna d’Arc urodziła się w 1412 r. w niewielkim miasteczku Domrémy nad rzeką Mozą leżącym na granicy Cesarstwa Niemiec i królestwa Francji, przy drodze z Naufcháteau do Vaucouleurs. Dziś, na cześć najsłynniejszej rodaczki jej rodzinne miasteczko nosi nazwę Domrémy – la – Pucelle (Miasto Dziewicy).
Za życia Joanny, mieszkańcy południowej Lotaryngii, mimo że oddzieleni od Francji terytorium Księstwa Burgundii, dochowali wierności prawowitemu następcy tronu, późniejszemu królowi Karolowi VII. Z tego powodu ta część Lotaryngii, w której mieszkała Joanna była nieustannie zagrożona najazdami burgundów i Anglików. Joanna była świadkiem takiego niszczącego najazdu band rabunkowych, które przy okazji oblężenia Vaucouleurs zrównały z ziemią jej rodzinną miejscowość. Wraz z rodziną musiała uciekać na pewien czas do Naufcháteau, gdzie pracowała jako pomoc w oberży. Z tego uczyniono wobec nie jeden z zarzutów, jakoby się niemoralnie prowadziła.
Gdy d’Arcowie powrócili do Domrémy zastali tylko zgliszcza. Okolica pełna była łun po pożarach. Możliwe, że właśnie wtedy, gdy patrzyła na poniżenie swoich rodaków, zdecydowała się za wszelką cenę ich ratować. W jaki sposób mogła tego dokonać? Przez przywrócenie na tron prawowitego władcy ukochanego przez lud Karola VII i wygnanie z kraju wrogów. Przepowiednia krążąca w tamtych czasach po Lotaryngii mówiła, że dokonać tego może tylko dziewica. A ówcześni ludzie bardziej od współczesnych wierzyli w prawdziwość przepowiedni.
Ojcem Joanny był średniozamożny rolnik Jacques d’Arc, matką zaś Isabelle Romée. Joanna miała trzech braci i siostrę. Żarliwą, nawet jak na tamte czasy, pobożność oddziedziczyła po matce, która „wychowywała ją w bojaźni Bożej i w zgodzie z tradycją Kościoła”. Wiarę odczuwała nie rozumem, ale sercem. We wczesnej młodości nie wyróżniała się spośród swoich rówieśników, może tylko swoją nadzwyczajną pobożnością i częstszymi praktykami religijnymi. Jeden ze świadków powiedział po jej śmierci: „nie było lepszej dziewczyny w Domrémy”, a było to zdanie podzielane przez wielu.
Już w wieku trzynastu lat Joanna podjęła decyzję, że misją jej życia będzie uratowanie Francji, choć dojrzewanie do realizacji tego planu w praktyce trwało jeszcze cztery lata. Wydaje się wprost nieprawdopodobne, że prosta, niepiśmienna dziewczyna z prowincji przekonała komendanta twierdzy Vaucouleurs Roberta de Baudricourta, żeby przydzielił jej zbrojny poczet, który miał ją eskortować przez terytorium Burgundii do ziem zajmowanych przez wojska wierne królowi. Wydaje się wprost nieprawdopodobne, że ta niewielka grupa przeszła przez wrogie ziemie nie napotkawszy nieprzyjaciela i że Joanna zdołała dotrzeć do króla rezydującego w Chinon. Takich niewyjaśnionych cudów zdarzało się w życiu Joanny w ciągu najbliższego roku jeszcze więcej.
Zdarzenia te niewytłumaczalne rozumowo mogły się wydarzyć tylko na skutek interwencji sił nadprzyrodzonych. I według samej Joanny taka interwencja miała miejsce i to wielokrotnie. Pierwsze widzenie i głos św. Michała pasterka z Lotaryngii usłyszała w wieku trzynastu lat. Twierdziła też, że wielokrotnie widziała święte Małgorzatę i Katarzynę, z którymi rozmawiała. To one powierzyły jej misję uratowania Francji. Jak sama powiedziała był to nakaz Boski, któremu jako żarliwa katoliczka nie mogła odmówić. Widzenia świętych męczennic towarzyszyły Joannie do końca życia. Do chwili wyruszenia do Chinon nikomu nie zdradziła swych zamiarów. Obawiała się przeszkód i utrudnień ze strony bliskich osób. Poświęcając się służbie Bogu ślubowała dozgonną czystość.
Żołnierze z eskorty towarzyszący Joannie zeznawali później, że była osobą bardzo pobożną, i że już wtedy podświadomie czuli, że obcują z kimś niezwykłym. Jeden z jej towarzyszy zeznawał: „Byłem rozpłomieniony jej słowami, pojąłem, że wysłał ją Bóg, nigdy nie dostrzegłem w niej niczego złego, była taka dobra, rzekłbyś, że święta”. „Byłem rozpalony słowami dziewicy i jej umiłowaniem Boga. Myślę, że wysłał ją Bóg, nigdy nie przeklinała, chodziła chętnie na mszę, a gdy chciała przysiąc, żegnała się” – mówił inny.
Przez ziemie Burgundii Joanna podróżowała konno, mimo, że wcześniej nie była amazonką. Dla większego bezpieczeństwa przebrała się też w męską odzież. Można sobie wyobrazić co stałoby się kobiecie, gdyby wpadła w ręce burgundzkich żołdaków. Kilkuosobowa ochrona raczej nie zapewniłaby bezpieczeństwa w spotkaniu z przeważającymi siłami wroga. Ta męska odzież były na jej procesie jednym z zarzutów niemoralnego prowadzenia się.
W chwili przybycia do siedziby króla w Chinon Joanna miała na palcu pierścień podarowany jej przez rodziców z napisem: „Jezus Maria”. Napis ten kazała później umieścić na swoim sztandarze wojennym. 6 marca 1429 r. Joanna na zamku królewskim w Chinon spotkała się z Delfinem.
Misja Joanny.
Delfin, późniejszy Karol VII był królem słabego charakteru, bardzo podatnym na wpływy często nieżyczliwych mu doradców. Był człowiekiem bardzo ostrożnym i pragmatycznym. Panicznie bał się ryzyka i podejmowania decyzji pod wpływem emocji, tym bardziej gdy nie był pewny skutków, które przyniosą. Fakt wydziedziczenia przez rodziców spowodował, że był nieufny wobec ludzi. Do Joanny czuł od samego początku wielką sympatię i prawie od razu uwierzył w jej słowa. G. Bordonove tak o nim pisze: „Nie był to król walczący – wolał zacisze swego gabinetu, studiowanie akt, refleksję. Szczęk broni i niepewność nie leżały w jego naturze”.
Przybycie pasterki z Domrémy do Chinon wyrwało Delfina i jego dwór z marazmu. Wśród prostego ludu mówiło się wprost, że przyjazd dziewicy jest wypełnieniem starodawnej przepowiedni o ratunku dla Francji. Entuzjazm prostego ludu wkrótce udzielił się pozostałym warstwom społecznym i przywrócił wiarę w zwycięstwo. Wzrost morale narodu to był pierwszy cud, jaki przydarzył się Francji dzięki Joannie.
Namówienie króla do podjęcia walki z Anglikami było zadaniem niezmiernie trudnym. Wymagało cierpliwości i talentu, jednak Joanna dzięki swojemu entuzjazmowi zdołała pokonać te przeszkody. Poddano ją licznym próbom i badaniom, często upokarzającym, które przeszła pozytywnie. Podczas pierwszej audiencji rozpoznała króla spośród kilkudziesięciu osób znajdujących się w komnacie.
Przemiana Karola z wiecznie ponurego melancholika w optymistycznie nastawionego do życia człowieka widoczna była już po pierwszym spotkaniu z Joanną. Trudniejszym zadaniem było przekonanie doradców króla. Podejrzewano oszustwo bądź angielską prowokację.
W Poitiers Joanna przepytywana była przez trybunał złożony z najwyższych autorytetów kościelnych i teologów. Badanie odbywało się zgodnie z regułami inkwizycyjnymi. Niestety protokół nie zachował się do naszych czasów. Dziewica poddana została szeregowi innych prób. Udowodniła, że doskonale jeździ konno i posługuje się kopią. Śmiało, precyzyjnie i ze znawstwem odpowiadała na szereg podchwytliwych pytań inkwizytorów.
Duchowni z Poitiers uznali Joannę za dobrą chrześcijankę, a jej obyczaje za nieskazitelne. „Była zwyczajną pasterką kochającą Boga. Często się spowiadała, często przyjmowała sakrament Eucharystii. Po długim badaniu przez duchownych rozważono i jednomyślnie stwierdzono, że król może ją przyjąć bez obaw i powierzyć jej dowodzenie odsieczą dla Orleanu, gdyż nie znaleziono w niej niczego, co nie byłoby prawomyślne i rozsądne” – stwierdziła komisja przesłuchująca Joannę. Mimo nadprzyrodzonych widzeń w Joannie nie było nic z mistyczki, nie popadała w ekstazy, twardo stąpała po ziemi, była człowiekiem z krwi i kości.
Wśród żołnierzy wyruszających na odsiecz Orleanowi Joanna wzbudziła od razu duży szacunek. W białej zbroi, w lśniącym pióropuszu, ze sztandarem ozdobionym kwiatami lilii i mieczem Karola Młota w dłoni prezentowała się wspaniale. Entuzjazm wzbudziło także jej przybycie do Orleanu, który po kilku dniach był już wolny. Joanna osiągnęła to co obiecała królowi, Anglicy przeszli do defensywy, droga do Reims – tradycyjnego miejsca koronacji francuskich królów została otwarta. 18 czerwca 1429 r. miała miejsce kolejna upokarzająca dla Anglików porażka pod Patay, w której utracili wielu doskonałych dowódców, dużą liczbę sprzętu i żołnierzy. Od tej chwili Anglicy nie podejmowali już żadnych operacji zaczepnych, pragnąc co najwyżej utrzymać swój stan posiadania.
17 lipca 1429 r., zgodnie z odwiecznym obyczajem miała miejsce koronacja Karola VII w katedrze w Reims. Wraz z insygniami władzy, wzgardzony przez rodziców delfin odzyskał należne mu prawa. W koronacji brała udział Joanna, uradowana ze spełnienia swojej misji.
Gdyby nie nadmierna pasywność Karola VII historia wojny stuletniej mogłaby zakończyć się ucieczką Anglików znacznie szybciej, niż miało to miejsce faktycznie. Joanna była zwolenniczką kontynuacji kampanii wojennej, jednak zbyt ostrożny król nie posłuchał jej, zaniechał też zdobycia Paryża. Wzięły górę wrodzony brak odwagi i niechęć do ryzyka. Być może był zazdrosny o wizerunek Dziewicy i miłość okazywaną jej przez ludność. Swoim zaniechaniem Karol opóźnił o 30 lat odzyskanie całego terytorium Francji. W pewnym momencie dla chłodnego pragmatyka i kunktatora, którym był król Joanna stała się zbędnym balastem politycznym, którego należało się pozbyć.
Wrogowie Francji trafnie rozeznali te nastroje i przystąpili do kontrofensywy. Anglicy, posługując się brudną propagandą rozpuścili fałszywe plotki, oskarżając Joannę o czary, rozpustę, złą reputację, oszustwa. Choć były to niepoparte faktami oszczerstwa, jednak wielu Francuzów – zaprzańców chętnie dało im posłuch.
Podobne metody niszczenia niewygodnych ludzi stosuje się do dnia dzisiejszego. Współcześnie służą do tego potężne koncerny medialne, które nawet najzacniejszych ludzi potrafią wizerunkowo sprowadzić do poziomu kloaki, a kompletne miernoty wywyższyć na piedestały. Zhańbienie czyjegoś wizerunek gdy posiada się narzędzia propagandy, jest niezmiernie łatwe. Udowodnienie niewinności przez pokrzywdzonego przekracza możliwości pojedynczego człowieka. Często rację pomówionemu przyznaje dopiero historia. Tak było właśnie w przypadku Joanny.
Podkreślić należy, że Joanna stając na czele armii królewskiej w bitwach nigdy nie zabijała swoich przeciwników, a gdy miała taką możliwość prosiła ich o dobrowolne opuszczenie Francji. Zwracała się do nich zawsze łagodnie, ze słowami pełnymi miłości, choć oni lżyli ją niejednokrotnie i wyszydzali na polu walki. Zależało jej tylko i wyłącznie na wyzwoleniu Francji.
Choć przeczuwała, że zostanie pojmana przez wrogów nie zrezygnowała ze swej misji. Wpadła w ręce burgundczyków w czasie bitwy pod twierdzą Compiégne 23 maja 1430 r.
W tym samym roku na Litwie zmarł Wielki Książę Witold, współautor i uczestnik wiktorii grunwaldzkiej. Schwytanie Joanny ucieszyło Burgundczyków bardziej, niż schwytanie samego króla. Do dziś nie jest pewne, czy Dziewica padła ofiarą zdrady, czy nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. Pewne jest natomiast, że fakt ten wywołał olbrzymią radość w obozie angielskim i burgundzkim. Misja Joanny w ocalenie Francji została w tym momencie zakończona, rozpoczęło się trwające przeszło rok męczeństwo.
Mord sądowy.
Joanna była bardzo niewygodnym więźniem dla burgundczykom, dlatego też odsprzedali ją Anglikom, którzy już po klęsce orleańskiej odgrażali się, że spłonie na stosie. Kojarzyli ją, zresztą słusznie, z pasmem swoich klęsk i szczerze nienawidzili. Obwiniali też o upadek morale armii, zabobonni żołnierze uważali bowiem Joannę za „armaniacką czarownicę” o wielkiej mocy, z którą niebezpiecznie jest walczyć.
Anglicy nie zabili Joanny od razu. Przed zadaniem jej śmierci dążyli do tego, aby ją znieważyć, upokorzyć i upodlić, odebrać jej dobre imię, zhańbić w oczach opinii publicznej. W tym celu wytoczyli jej proces, przy organizacji którego starali się zachować wszystkie zewnętrzne pozory praworządności. Jego wynik był z góry przesądzony. Do składu sędziowskiego wybrani zostali Francuzi – zaprzańcy, angielscy kolaboranci. Takie środowisko skupione było wokół Uniwersytetu Paryskiego, duży odsetek wśród sędziów stanowili duchowni Kościoła normandzkiego.
W rzeczywistości proces Joanny był mordem sądowym. Z premedytacją skazano niewinną osobę opierając się o sfałszowane, przeinaczone, zmanipulowane oskarżenia i dowody. W Polsce lat czterdziestych XX w. identyczny sposób dokonywano fizycznej eliminacji setek żołnierzy polskich organizacji niepodległościowych. Sędziowie Joanny działali według zasady: „dajcie nam człowieka, a my już znajdziemy na niego jakiś paragraf”. I znaleźli nie jeden, ale kilkadziesiąt paragrafów.
Składowi sędziowskiemu przewodniczył rektor Uniwersytetu Paryskiego, doradca angielskiego hrabiego Bedforda, biskup Beauvais i Liesieux – Pierre Cauchon. Należał do Francuzów – zaprzańców, był współtwórcą traktatu z Troyes, w którym w 1420 r. obłąkany Karol VI i jego żona Izabela Bawarska wydziedziczyli swojego syna i wyrzekli się go. Cauchon w istocie był gorliwym figurantem, faktycznie procesem kierował kardynał Anglii, hrabia Warwick. Cauchon osobiście nienawidził Karola VII, a na Joannie miał okazję wyładować swoją nienawiść.
Rozpoczęty 9 stycznia 1431 r. proces od początku do końca był parodią. Biskup Cauchon był posłusznym i sprawnym narzędziem w rękach Anglików. Jeśli wierzyć zmanipulowanym dokumentom, które pozostały po procesie, był on prowadzony bez zarzutu, z zachowaniem wszelkich procedur formalnych i prawnych. Ale była to nieprawda. Protokoły fałszowano.
Różne były motywacje sędziów uczestniczących w procesie. Dużą grupę tworzyli francuscy zaprzańcy, część sprzeniewierzyła się z powodów materialnych, niektórzy kierowali się uczuciem zemsty i nienawiści. Była też pewna grupa, którą różnymi metodami zastraszano, nawet grożono śmiercią. Tych można w jakiś sposób usprawiedliwić.
Biskup Cauchon nie miał uprawnień terytorialnych do pełnienia funkcji inkwizytora, Joanna nie urodziła się bowiem w jego diecezji. Jako zwolennik Henryka VI z zasady był też nieobiektywny. Z przyczyn osobistych nienawidził Joanny, za jej bowiem przyczyną musiał uciekać ze swoich domen. Był też człowiekiem pozbawionym wszelkich skrupułów o wielkich, chorobliwych ambicjach.
Joannie oszczędzono tradycyjnych tortur, które były normą w tamtych czasach. Obawiano się, że podsądna umrze przed wysłuchaniem wyroku, a chodziło głównie o sukces propagandowy. Jednak skandaliczne warunki w których przebywała przez kilka miesięcy można uznać za tortury równie okrutne. Przetrzymywana była w więzieniu świeckim, prawo zaś nakazywało zapewnienie oskarżonej więzienia kościelnego. Strażnikami jej byli prymitywni angielscy żołdacy, agresywni i ordynarni, przebywający w celi dzień i noc. Dodatkowo zakuwano ją w kajdany. Dla większego upokorzenia u rzemieślnika w Rouen zamówiono nawet specjalną klatkę, której z jakichś względów nie wykorzystano.
Krzyżowy ogień podchwytliwych pytań zadawanych przez sześćdziesięciu sędziów, ani tragiczne warunki uwięzienia, ani nawet wielogodzinne przesłuchania nie zdołały złamać psychiki Joanny. Na pytanie swoich oprawców odpowiadała odważnie, a jej słowa były logiczne i trafne. Zręcznie unikała pułapek. „Odpowiadała tak dobrze, jak uczyniłby to każdy z doktorów, którzy ją przesłuchiwali” powiedział po latach proboszcz z Heudicourt.
W rzeczywistości bowiem odpowiedzi Joanny świadczyły o jej świętości, nie o winie.
Protokoły przesłuchań fałszowano, pomijano zeznania świadczące na korzyść oskarżonej lub dodawano nieprawdziwe. Joanna nie miała doradcy prawnego, ani spowiednika, o którego prosiła. Sfałszowano łacińską wersję protokołu przygotowaną na użytek propagandowy dla dworów europejskich. Odmówiono prośbie Joanny o odwołanie się do opinii papieża i soboru, który właśnie obradował. Było to karygodne złamanie procedury inkwizycyjnej. W efekcie Joannę uznano za czarownicę i heretyczkę. Wydano ją władzom świeckim na egzekucję. Została spalona na stosie 30 maja 1431 r.
Już podczas egzekucji wielu Anglików rozumiało, że uczestniczy w zbrodni sądowej na niewinnej. Sekretarz angielskiego króla powiedział: „Wszyscy jesteśmy zgubieni, spaliliśmy świętą”. Przed śmiercią Joanna prosiła o przyniesienie krzyża, który ucałowała z płaczem, po raz ostatni poleciła się Bogu i swoim świętym patronom.
Sędziów i oskarżycieli Joanny nigdy nie ukarano. Biskupowi Cauchon Anglicy umożliwili objęcie biskupstwa Rouen, wzbogacił się więc na śmierci Joanny. Po opanowaniu całego terytorium Francji Karol VII ogłosił powszechną amnestię dla angielskich kolaborantów. Większość ze skazujących Joannę zmarła śmiercią naturalną. Sądowy morderca Joanny i jeden z głównych sprawców jej nieszczęść Cauchon zmarł w 1442 r. i do dziś jego ciało spoczywa w katedrze w Lisieux. Ma okazały nagrobek z pomnikiem, choć podobno został przez Kościół ekskomunikowany.
Karol VII zmarł w 1461 r., jego burgundzki adwersarz i wasal Filip Dobry zakończył życie sześć lat później. Po jego śmierci w ciągu dziesięciu lat państwo burgundzkie upadło, później znalazło się w granicach Francji. Anglia do 1481 r. trwała w okresie anarchii.
Rehabilitacja Joanny.
Inicjatorem procesu rehabilitacyjnego Joanny i działań zmierzających do przywrócenia jej dobrego imienia był Guillaume Bouillé, po wyzwoleniu Francji, nowy rektor Uniwersytetu Paryskiego. Nigdy nie uwierzył on w propagandę angielską brutalnie oczerniającą młodą bohaterkę. Wyrok wydany przez biskupa Beauvais w Rouen nazwał skandalicznym, ohydnym i obraźliwym dla Korony. Skojarzenie honoru Joanny z honorem króla Francji było mistrzowskim posunięciem i zapewniło sprawie poparcie Karola VII. Dzięki temu śledztwo nabrało charakteru oficjalnego, a Bouillé mianowany komisarzem śledczym otrzymał od króla prawo przesłuchiwania osób i konfiskaty wszystkich dokumentów związanych ze sprawą Joanny.
Działo się to na początku 1450 r., a więc dwadzieścia jeden lat po śmierci Joanny.
W trakcie wstępnego śledztwa notariusz trybunału z Rouen – Guillaume Manchon, woźny trybunału Jean Massieu i kilka innych osób biorących udział w procesie ujawniło wiele danych dotyczących fałszów, nadużyć proceduralnych i nieprawidłowości związanych z procesem. Bouillé wykazał niezbicie, że popełniono wiele uchybień, wyrok śmierci wydany był nielegalnie, protokół z procesu sfałszowano, Joannie uniemożliwiono odwołanie się do papieża, o co prosiła, co było jaskrawym naruszeniem prawa. Natychmiastowe anulowanie wydanego z tak rażącym naruszeniem wielu przepisów wyroku było jednakże niemożliwe, bowiem kasacji wyroku mógł dokonać tylko papież. Śledztwo przeprowadzone przez Bouillé’a nie mogło więc mieć charakteru ściśle prawnego.
Kościelny proces kasacyjny rozpoczął się wiosną 1452 r. Sprawę prowadzili kardynał d”Estouteville i prałat Jean Bréhal. Zabrali się do niej bardzo energicznie, mimo że wielu uczestników i świadków tamtych zdarzeń już nie żyło. Ci którzy żyli nawzajem obarczali się odpowiedzialnością, usprawiedliwiali przepisami prawnymi, własny udział bagatelizowali, albo zasłaniali się niepamięcią. Czynili tak z wyrachowania, zwykłego tchórzostwa, a nawet strachu choć nic im obecnie nie groziło. Wyszło też na jaw, że proces wymierzony był politycznie w króla Karola VII.
Po przesłuchaniach uczestników Bréhal orzekł, że proces z Rouen był nieważny. Zdaniem inkwizytora z zeznań wynikało niezbicie, że Joanna była nie tylko niewinną ofiarą swoich katów, ale także osobą świętą. Dopiero 24 marca 1452 r. papież Kalikst III wydał bullę, będącą formalnie wystąpieniem o kasację wyroku do biskupów Francji. W jej wyniku we Francji przeprowadzono ponowne postępowanie, przesłuchano po raz trzeci uczestników procesu z Rouen, przeprowadzono śledztwa w Domremy, w Paryżu i Orleanie. Zebrano setki pozytywnych świadectw wskazujących na niewinność Joanny i na to, że zachowywała się jak osoba święta. W Orleanie zapoznano się też z wynikami śledztwa komisji, która badała Joannę w Poitiers.
7 lipca 1456 r. w dwadzieścia pięć lat od śmierci świętej męczennicy proces z 1431 r. został anulowany i uległ kasacji. Po 25. latach Joanna po raz kolejny triumfowała, a jej imię przywrócono do publicznego obiegu. Została uznana za bohaterkę Francji. Wiele osób czciło także Joannę jako świętą, jednak dopiero 16 czerwca 1920 r. kult ten został urzędowo potwierdzony przez papieża. Joanna została ogłoszona świętą Kościoła katolickiego. Odniosła swój ostatni triumf.
Święta męczennica.
W miejscu śmierci Joanny stanął krzyż mający przypominać po wieczne czasy wydarzenia z 1431 r. Postać i historia Joanny już za jej życia stały się znane w całej Europie. Jej życie inspirowało twórców, pisarzy, poetów, malarzy, a w czasach późniejszych także reżyserów filmowych i telewizyjnych. Na jej temat powstało setki dzieł artystycznych. Nie przestaje fascynować do dzisiaj. Szczególnie przypomniano sobie jej postać w epoce romantyzmu. Wiele kobiet starało się ją naśladować i postępować w życiu tak jak ona.
W epoce powstania listopadowego w Polsce stanowiła wzorzec naśladowania dla wielu polskich patriotek walczących z carem. Joanna stała się życiowym wzorem dla Emilii Plater, powstańca na Litwie.
Pomniki Joanny d’Arc są ozdobą wielu francuskich miast, stoją m.in. w Paryżu, Reims, Orleanie. Święta Joanna jest patronką Francji.
Ewa i Bogumił Liszewscy