W tym roku mija 300 lat od śmierci Króla Słońce, powalonego zabójczą gangreną nogi. Po wielu tygodniach cierpień – nie pomogła woda z chininą, ani mleko z oślicy! – Ludwik XIV wyzionął ducha błagając Boga o sukurs a – w chwilach przytomności – recytując wraz z zakonnikami i księżmi słowa modlitwy
Zgasł rankiem 1 września 1715 roku, „bez wysiłku, tak jak gaśnie świeczka” – zanotował markiz de Dangeau. W ostatniej godzinie nie towarzyszyła mu morganatyczna małżonka, Madame de Maintenon, dyskretnie usunęła się z dworu dwa dni wcześniej do Saint-Cyr, trochę obrażona, bo król wyraził nadzieję, iż zważywszy jej wiek ma nadzieję ujrzeć ją niedługo! Długie regnum dobiegło końca: Ludwik XIV panował 72 lata i sto dni! Lud najwidoczniej odczuwał potrzebę zmiany, po Francji krążyły pamflety z mało wytwornymi epitetami („bankrut”, „złodziej ludu”), które dobitnie świadczyły że sędziwy „faraon z Wersalu” nie był dla Francuzów – przynajmniej dla plebsu – żadną świętością.
Sporo miejsca zajęły nam te kwestie, a wypada jeszcze wspomnieć reakcję monarchy na narodziny potomka dynastii. Król w milczeniu spojrzał na niemowlę i odszedł nie uściskawszy Anny Austriaczki, która popadła w melancholię, a dwór w osłupienie. (G.Breton, idem, str. 329). Zachowanie Ludwika XIII wzbudziło wiele podejrzeń co do jego ojcostwa i wywołało pierwsze domysły, przedstawione potem w licznych broszurach.
Gdy Ludwik XIII zmarł (1643), następca tronu miał zaledwie 5 lat i Francję czekały lata regencji, a także zamieszek okresu Frondy, buntu książąt i Paryża. W tych burzliwych latach nawą monarchii sterowała Anna Austriaczka z pomocą kardynała Mazarin (gdy nie musiał usuwać się w cień pod presją Frondy), a czasem i księcia Condé, lawirując między frakcjami, a nawet uchodząc z Paryża do Saint-Germain. Z tą ucieczką wiążą się najbardziej traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa Ludwika XIV. Zbudzono go nocą z 5 na 6 stycznia 1649 r. (miał więc zaledwie 10 lat) i ubrano, podobnie jak i jego młodszego braciszka, a marszałek de Villeroy wyprowadził ich w mroźną noc do karety. Stary zamek w Saint-Germain był nieumeblowany, niektóre okna nie miały szyb, spano na słomie kupionej za słoną cenę. Polowe łóżka przeznaczono tylko dla Anny Austriaczki, kardynała i obu synów królewskich. Tej ucieczki Ludwik XIV nie zapomni, później wywoła u niego skłonność do absolutyzmu, aby w zarodku tłumić wszelkie przejawy feudalnych spisków i rewolty mieszczan czy plebsu. Pod tym względem był też pojętnym uczniem kardynała Mazarin, który do końca swych dni miał wpływ na polityką młodego króla.
W r. 1651 obchodzono uroczyście w Paryżu pełnoletność Ludwika, kończył 13 lat. W dwa lata potem już ukuto ów słynny przydomek Króla Słońce, gdy podczas baletu (do libretta I.de Bensérade) śpiewano:
…Le Soleil qui me suit est un jeune Louis
(Słońce, co za mną podąża to młody Ludwik )
Młody król miał być gwiazdą rozpraszającą mroki, sam zresztą tańczył w tym balecie imponując gracją i sylwetką (mierzył 1,84 cm wbrew innym źródłom), a balet wystawiono pięciokrotnie.
Koronację w katedrze w Reims celebrowano jednak dopiero 7 czerwca 1654 r., bowiem wcześniej istniało zagrożenie ze strony Hiszpanów w tym regionie. Od lat trwała wojna z Filipem IV mimo świetnego zwycięstwa pod Rocroi w r. 1643, którym Francuzi obalili mit niezwyciężonej armii hiszpańskiej. Po namaszczeniu świętymi olejami i włożeniu korony Karola Wielkiego, Ludwik XIV rozpoczął formalnie panowanie. W katedrze w Reims w obecności królowej matki, królowej Anglii – wdowy po Karolu I –, ambasadorów, parów Francji i książąt Kościoła ucałował klęcząc miecz cesarza Charlemagne. Kardynał Mazarin siedział osobno niczym architekt ceremonii.
Te i inne wydarzenia z panowania Ludwika XIV przedstawia doskonała biografia króla, której autorem jest Jean-Christian Petitfils. Wydana w r. 1995 jest zarazem wnikliwą panoramą epoki. Natomiast polski czytelnik powinien przede wszystkim zapoznać się z „Pamiętnikami” Saint-Simona (ich przekład ukazał się w r.1961 w PIW-ie), gdzie wiele rozdziałów poświęconych jest Królowi Słońce. Wagę tych szczegółowych nieraz wspomnień podkreśla to, że książę Saint-Simon przebywał długie lata na dworze Ludwika XIV. Wyczuwa się niezwykłą obiektywność jego relacji, a obraz króla daleki jest od panegiryku, poczynając od jego lat młodzieńczych po opis agonii.
„Wrodzone zdolności miał mniej niż przeciętne. Był jednak w stanie wykształcić je, oszlifować… otaczały go umysły wybitne w każdej dziedzinie. (…) Rzec można, iż urodził się po to, by nosić majestat. Wyróżniał się wśród wszystkich jak królowa wśród pszczół. Wzrost, postawa, wdzięk, uroda, wspaniały wyraz twarzy, który pozostał mu nawet wtedy, gdy piękno znikło, wyróżniały go do samej śmierci…” („Pamiętniki”, tom 1, str.39-40).
Co najmniej dwa rozdziały mówią o cechach charakteru Ludwika XIV, a inny jeszcze osobno omawia rozrzutność królewską. Saint-Simon obnaża słabostki króla, a nawet jego skryte przywary. A czyni to z talentem psychologa, który analizuje czyny Króla Słońce w kontekście dworu i jego doradców pojących go trucizną pochlebstw: „…polityką jego ministrów, którą go osaczyli, i dla własnej wielkości, potęgi i fortuny upoili go jego władzą, wielkością i sławą. Jeśli nie udało im się zagłuszyć w nim do szczętu wszelkiej dobroci, sprawiedliwości i danej mu od Boga chęci poznania prawdy, to przynajmniej uczynili go niemal nieczułym i bezustannie przeszkadzali mu korzystać z tych cnót, czego ofiarą padł on sam i całe królestwo. Z tych to źródeł dziwnych i trujących zrodziła się w nim owa pycha, (…) a gdyby nie lęk przed szatanem, który mu Bóg pozostawił nawet w najgorszych jego grzechach, byłby się kazał ubóstwiać i znalazłby bałwochwalców. Świadczą o tym jego pomniki (…) na przykład jego statua na placu Zwycięstwa. Byłem przy jej pogańskim poświęceniu, widziałem jaką rozkosz mu ona dała. Z tej pychy przyszło wszystko inne, co go zgubiło” („Pamiętniki”, tom I, str.45)
Pióro Saint-Simon’a jest niczym bezlitosny skalpel, ale zawsze obiektywny i to w każdym aspekcie królewskich poczynań. Jednym zdaniem potrafi też oddać gradację preferencji Króla Słońce jak np: „Stąd to pragnienie sławy, które odrywało go chwilami od miłostek”. Niewątpliwie listą oficjalnych metres, krótszych związków i przelotnych kochanek często na jedno popołudnie (mówiono wtedy, że król jest „chez les dames” czyli u pań) Ludwik XIV pobił rekord romansów Henryka IV, który nie był wcale umiarkowany. Sporo dzieł o tym wydano, a nie tak dawno o kobietach w życiu Ludwika pisała Antonia Fraser – „Love and Louis XIV” (London, 2006). (cdn.)
Marek Baterowicz