Zlecenie wykonania sarkofagu Królowej Jadwigi dla Katedry Wawelskiej było dla Antoniego Madeyskiego wyzwaniem artystycznym i patriotycznym. Oto, na samym początku XX wieku rzeźbiarz miał podjąć prestiżowy temat dla niemal świętego miejsca dla Polaków i przede wszystkim podtrzymać w rodakach wiarę w już bliską niepodległość. Mieszkając na emigracji żył tym tematem bardzo głęboko.
Antoni Madeyski, herbu Poraj, pochodził z rodziny ziemiańskiej z Wołynia, ze wsi Fośnia Wielka w powiecie owruckim. We wspomnieniach zachował miejsce dzieciństwa jako „prześlicznie” położone na górze: roztaczał się z niego widok na ogrody, rzekę i skały. Skończył gimnazjum w Żytomierzu, po czym ruszył w świat – do Polski wracając często do końca życia, służąc jej w roli rzeźbiarza i społecznika.
Najpierw kształcił się w Petersburgu, potem w Wiedniu, w końcu, w roku 1898 lądując w zasadzie na stałe w Rzymie.
Pracę artystyczną na emigracji silnie nasycił polskością. Dla bazyliki Świętego Antoniego w Padwie wykonał popiersia wybitnych Polaków, między innymi Jana III Sobieskiego. W Rzymie dla, także reliefy z ich wizerunkami i epitafia.
W 1912 roku dzięki Madeyskiemu powstało Koło Włosko-Polskie im. Fryderyka Chopina w Rzymie, po paru latach – Towarzystwo Kulturalne im. Adama Mickiewicza. Artysta w 1915 roku został sekretarzem założonego w Lozannie Komitetu Generalnego Pomocy dla Ofiar Wojny w Polsce. Trzy lata później przygotował w Paryżu wystawę na rzecz polskich inwalidów wojennych przebywających we Francji. Zaangażował się tam także w prace biura werbunkowego dla Polaków. Kiedy artyści niepodległej Polski pierwszy raz brali udział w weneckim biennale w 1920 roku, wsparł ich, przyjąwszy funkcję komisarza pawilonu polskiego.
Jego autorstwa jest piękny wzór na jednej z monet odrodzonej ojczyzny. Profil Polonii ‒ kobiety w wieńcu z koniczyny na tle promieni ułożonych z kłosów znalazł się na dwu-, pięcio- i dziesięciozłotówkach.
Ideał i nieskazitelna biel
Madeyski musiał być dumny, kiedy kardynał Jan Puzyna, zwierzchnik diecezji krakowskiej powierzył mu w 1901 roku realizację sarkofagu Królowej Jadwigi pochowanej w Katedrze Wawelskiej, który chciał ufundować hrabia Karol Lanckoroński. Profesor Marian Sokołowski, historyk sztuki z Uniwersytetu Jagiellońskiego podkreślił wówczas, że nagrobek powinien stać się symbolem polskości dzięki wykorzystaniu symboli historycznych i kulturowych oraz uczynieniu z Jadwigi „wcielonego ideału”. Miały się w niej skupić, jak postulował: wyrzeczenie, wdzięk, prostota, czysta postać kobiety o szlachetnych rysach.
Takiej wagi projekt wymagał od Madeyskiego przygotowania merytorycznego. Zaczął więc dokładnie studiować epokę pierwszych Jagiellonów i postanowił, że nagrobek wykona w stylu włoskiego renesansu. Użył doskonałego materiału – marmuru karraryjskiego o nieskalanej bieli.
Sposób, w jaki rzeźbiarz przedstawił Jadwigę poruszył wiernych. Poetka Bronisława Ostrowska, żona rzeźbiarza Stanisława Kazimierza Ostrowskiego podarowała Madeyskiemu swój dopiero wydany tomik „Opale” z „podziękowaniami prawdziwymi za sarkofag Jadwigi”.
Wkrótce kardynał Puzyna zlecił Madeyskiemu wyrzeźbienie kolejnego dzieła, tym razem cenotafu króla Władysława Warneńczyka, także dla Katedry Wawelskiej. Artysta wybrał inny styl. Z brązu i czerwonego marmuru powstała rzeźba bliska gotyckiej architekturze Wawelu. Młodego króla uwiecznił ze Szczerbcem, mieczem koronacyjnym królów Polski, dzięki czemu pokazał, że zmarły był dzielnym rycerzem.
Autorytet Madeyskiego niezwykle urósł, co przełożyło się na wiele propozycji, zwłaszcza od książąt Sanguszków i Czartoryskich. Przyjmował je chętnie, tym bardziej, że przyjął zasadę nieprzyjmowania zamówień od prywatnych włoskich klientów, nie chciał bowiem być nielojalny, jak mówił, wobec kolegów-artystów rodem z Włoch. W 1935 roku Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie przygotowało wystawę z okazji 50-lecia twórczości Madeyskiego.
II wojny światowej nie doczekał: zmarł nagle, na atak serca, w Rzymie, ostatniego dnia stycznia 1939 roku. Zgodnie z jego wolą został pochowany na Campo Verano w zaprojektowanym przez siebie grobowcu, w którym spoczywali już malarz Aleksander Gierymski, przyjaciel Madeyskiego, zmarły w 1901 roku i jego wuj, rzeźbiarz Wiktor Brodzki, który odszedł trzy lata potem. Stanisław Witkiewicz uważał, że gdyby nie Madeyski to cierpiący na chorobę psychiczną Gierymski zmarłby w samotności w szpitalnej sali i pochowany byłby w zbiorowej mogile.
Madeyski na wspólnym nagrobku kazał umieścić napis: „Grób Artystów Polskich”, który pozostał do dziś i świadczy o dziejach polskiej kolonii artystycznej w Rzymie w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku. Tworzyło ją między innymi Koło Artystów Polskich „Kapitol”. Byli w nim wychowankowie Madeyskiego, zasłużonego lidera rzymskiej Polonii.
Karolina Prewęcka
Źródło: DlaPolonii