W piątek rozpoczynamy wyprawę na Cape York. Wyruszamy z Cairns. Dziewięć samochodów 4WD, osiemnaście osób i przewodnik Mark. Jedziemy do najbardziej wysuniętego na północ punktu Australii. Przejeżdżamy drogi asfaltowe i szutrowe, zatrzymując się na nocleg w miejscach, o jakich nie śniłam. Poznaję prawdziwy australijski outback. Dzisiaj planujemy dojechać do Chillagoe.
Po drodze mijamy małą miejscowość Dimbulah. Zatrzymujemy się na kawę w niezwykłym miejscu. Ni to kawiarnia, ni muzeum. Można tu znaleźć stary gramofon, zardzewiałą maszynkę do mielenia mięsa i narzędzia gospodarskie sprzed stuleci.
W drodze do słynącego z jaskiń Chillagoe, podziwiamy olbrzymie formacje skalne. Robią ogromne wrażenie. Nic dziwnego, że po rozbiciu namiotów, natychmiast ruszamy do pobliskiej wapiennej jaskini. Na parkingu czeka przewodnik. Każdy z nas zostaje zaopatrzony w latarki. W rejonie Chillagoe-Mungana znajduje się około 600-1000 jaskiń. Ta, którą zwiedzamy to Royal Arch Cave. Wysokie, koronkowe sklepienia, z których zwisają królewskie żyrandole. Nie tylko. W bardziej mrocznych miejscach widzimy kilka uczepionych ścian nietoperzy. Podobno bywają tu węże. Lubią skladać jaja w miejscach o stabilnej temperaturze i wilgotności, takich, gdzie płody mogą bezpiecznie się rozwijać. Na szczęście to nie ta pora.
Spokojnie przechodzimy do następnej skalnej komnaty. Przez przesmyk między skałami zagląda tu słońce. Słowa przewodnika brzmią mniej bajkowo przy dziennym świetle. Wychodzimy na zewnątrz i ruszamy w stronę dawnej huty, a raczej tego co po niej zostało. Kiedyś Chillagoe było prężnie rozwijającym się miastem górniczym. Teraz jest tu tylko mała kopalnia cynku i kilka kamieniołomów marmuru. Historyczne świadectwo procesów hutniczych, które dziś są rzadkością. Wracamy do naszego obozowiska w Chillagoe Observatory & Eco Lodge.
Po powitalnej kolacji w biwakowej restauracji, Mark rozpala ognisko. Każdy podchodzi ze swoim turystycznym krzesłem, kieliszkiem, szklanką. Przy tańczących płomieniach, kontynuujemy wieczorek zapoznawczy. Przed nami wspólne siedemnaście dni. Ciekawe, jakie będą.
Ela Chylewska