To miejsce jest szczególne dla wszystkich Szczecinian
— Świetlica stoczniowa przy pl. Ofiar Grudnia 1970 r. jest miejscem szczególnym dla Szczecina…
— To w niej obradował tzw. Ogólnomiejski Komitet Strajkowy w grudniu roku 1970, to w niej po raz pierwszy padło hasło utworzenia niezależnego od władz związku zawodowego, a miesiąc później doszło w niej do wydarzenia bez precedensu w krajach bloku komunistycznego, czyli przyjazdu I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka i jego najbliższych współpracowników.

Świetlica to miejsce szczególne, które zachowuje pamięć o ludziach, wydarzeniach i wartościach, będących częścią naszej wspólnej historii. Tworzymy w niej przestrzeń edukacji, refleksji i dialogu, inspirując kolejne pokolenia do budowania lepszego świata opartego na solidarności, odwadze i wzajemnym szacunku.
Przez 11 lat przewinęły się przez nią cztery najważniejsze Komitety Strajkowe – od grudnia 1970 do grudnia 1981 roku. I można tu bez popełnienia błędu powiedzieć, że mamy do czynienia z miejscem, w którym rodziło się społeczeństwo obywatelskie, rodziła się Solidarność, rodziła się demokracja i odwaga. Było to miejsce walki o godność ludzką. I w związku z tym chcielibyśmy, aby świetlica stoczniowa pozostała taką, jaka jest obecnie. Każdy, kto tutaj wchodzi, to czuje się jakby nagle, 45 lat temu, dopiero co wstał od tych stołów i wyszedł. Wyszedł uniesiony zwycięstwem i nadzieją, że będzie lepiej, że da się coś zmienić. Ludzie wierzyli, że tak się właśnie stanie, że władze pójdą po rozum do głowy i zmieni się jej stosunek do społeczeństwa.
— Jak chcecie Państwo doprowadzić do zachowania stanu z lat 70. i 80.?
— Całym budynkiem, w którym się znajdowała świetlica, nikt się przez ponad 16 ostatnich lat nie interesował. Stał on cały czas pusty. I w momencie, kiedy powstało nasze Centrum Solidarności „Stocznia”, to nagle wszyscy zaczęli zgłaszać swoje pomysły, jak tę świetlicę urządzić i jaką rolę powinna pełnić. Już teraz chcemy, aby, w miarę możliwości, było to miejsce otwarte. Dodam, że od lipca ubiegłego roku, czyli od momentu, kiedy jesteśmy właścicielem Świetlicy, przewinęło się przez nią ok. 2 tys. osób. Były to przeważnie małe grupy, które oprowadzamy pod ścisłym nadzorem i w bardzo określonych przestrzeniach.

Zachęcamy wszystkich, aby do nas przychodzili. Wystarczy do nas zadzwonić, czy napisać. Organizujemy też drzwi otwarte i noce ze Świetlicą stoczniową. My, jako Centrum Solidarności „Stocznia”, mamy pomysł na to, jak ten budynek zagospodarować. Budynek, który jest z pewnością jednym z ważniejszych, jeśli nie najważniejszych miejsc, w powojennej historii Szczecina. Budynek jest wpisany w rejestr zabytków. Nie jest tajemnicą, że staramy się razem ze szczecińskimi konserwatorami zabytków, poprzez Narodowy Instytut Dziedzictwa, o wpisanie go na listę Pomników Historii. Takie prestiżowe wyróżnienie pomogłoby uzyskiwać różne dotacje na dalszy remont. Na niewielki remont części dachu i gzymsu, przez który cieknie woda i wlewa się do budynku na drugim piętrze głównej klatki schodowej potrzeba około 350 tys. zł.
Przygotowaliśmy całkowity program inwestycyjny, który skierowaliśmy do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, opiewający na 170 mln złotych, które przyczyniłoby się to do pełnej rewitalizacji tego miejsca.
— Na czym polegałby te wszystkie zmiany?
— Chcielibyśmy odtworzyć dawne emocje, które były tu w ludziach. Rozmawiamy z tymi, którzy w tej świetlicy spędzili często po kilka czy kilkanaście dni. Oni wszyscy opowiadają, że takiej jedności, takiej wspólnoty, której wtedy doświadczyli, to już potem nigdy nie przeżywali. Dlatego, niezależnie z jakiej opcji politycznej by byli, jakiekolwiek by dzisiaj mieli poglądy, to kiedy tutaj dziś przychodzą, to czują się jednością. I mówią, że to jest miejsce, które nadal wywołuje w nich drgania emocji, mimo że wielu z nich nie było tu już ponad 20 lat. Właśnie dlatego chcielibyśmy zachować to miejsce, takim jakie było, z całą jego atmosferą.

Cały ten duży budynek posiada 11 tys. m kw. Chcielibyśmy przygotować na dole wystawę poświęconą historii przemysłu stoczniowego w Szczecinie. Jej celem byłoby przypomnienie ludziom minionych czasów, kiedy to – od roku 1948, budowano tu duże statki. A Szczecin, przez ostatnie 16 lat, praktycznie zapomniał o swojej stoczni. My natomiast musimy przypominać, że budowano tu nie tylko dla armatora ze Związku Sowieckiego, ale także dla wielu innych krajów świata. Stocznia szczecińska była synonimem sukcesu i jakości, gdzie przecież pracowało ponad 12 tys. stoczniowców w okresie jej prosperity. Na pierwszym piętrze byłaby wystawa poświęcona historii „Solidarności”, roli i miejscu Szczecina w tym fenomenie lat 80. XX w. W Świetlicy zachowalibyśmy, jak najwięcej oryginalnego wyposażenia, aby każdy, kto tam wchodzi poczułby się uczestnikiem wydarzeń sprzed lat.
— Kto Wam najbardziej pomaga w rewitalizacji tego obiektu?
— Najbardziej liczymy na pomoc Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz ludzi biznesu, którzy poczują to miejsce. Pomagają nam ludzie dobrej woli, którzy przychodzą tu i nas wspierają. Pomagają nam wreszcie byli stoczniowcy, którzy mieszkają nieopodal. Tu w okolicach stoczni są przecież nadal całe osiedla stoczniowe. Ludzie, którzy tu pracowali, przyprowadzają coraz częściej razem z wnukami i pokazują im swoje dawne miejsca pracy. Przychodzą także członkowie komitetów strajkowych z grudnia 1970 do grudnia 1981 i także opowiadają nam swoje historie. Wspomnę tylko Jarosława Mroczka – członka Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego z roku 1980 i byłego stoczniowca, Stanisława Zabłockiego – pierwszego przewodniczącego Komisji Zakładowej „Solidarności” Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego, Jana Tarnowskiego. Utrzymujemy kontakt z rodziną Edmunda Bałuki i wieloma innymi uczestnikami tego czasu.

Otrzymujemy też duże wsparcie od władz miasta, czy władz województwa. Próbujemy zgromadzić wokół siebie grono osób, którzy to miejsce czują, bo staramy się opierać na ludziach, którzy wiedzą, jakie to są emocje, albo doświadczają ich, kiedy przychodzą tu do nas. Staramy się także o różnego rodzaju dotacje. Bierzemy udział w konkursach, wydajemy książki, puzzle, zrobiliśmy plakaty poświęcone wydarzeniom, które rozgrywały się w tej świetlicy. I wreszcie współpracujemy z podobnymi instytucjami w kraju – jak np. Europejskim Centrum Solidarności i Instytutem Dziedzictwa Solidarności w Gdańsku, Centrum Historii Zajezdnia we Wrocławiu czy z Śląskim Centrum Wolności w Katowicach.
— Jak to się stało, że człowiek z Wrocławia zainteresował się najnowszą historią Szczecina?
— Pierwszy raz znalazłem się w Szczecinie w grudniu 2008 roku, gdzie przywiodły mnie nowe obowiązki zawodowe. Jednym z pierwszych miejsc, które odwiedziłem była Świetlica. Wtedy stojąc w niej z moim ówczesnym przełożonym zastanawialiśmy się, co dalej będzie ze Stocznią i jaki los czeka sam budynek Świetlicy. Okazało się, że trzeba było czekać aż 16 lat, aby znów wrócili do niej ludzie.

— Jakie zagrożenia widzi Pan dla Waszego projektu rewaloryzacji?
— Są dwa. Po pierwsze niektórzy wyobrażają sobie, że nasza Świetlica mogłaby pełnić rolę magazynu, że jest to miejsce, które można wykorzystać do zupełnie innych celów niż szeroko pojętej kultura – czyli np. wystaw, spotkań, konferencji, koncertów, przestrzeni pamięci czy edukacji. Bo to miejsce łączy ludzi. Jest takie hasło, bardzo naośne w Szczecinie przez swoje konotacje historyczne, mianowicie JEDNOŚĆ. Świetlica je uosabia. Nie nadaje się na magazyn.
A drugie zagrożenie wiąże się z finansami, które jak wspomniałem są spore, aby budynek został przystosowany do naszych celów. I z tego zdajemy sobie sprawę. Nie poddajemy się jednak i jestem przekonany, że mając taki doskonały zespół ludzi, oddanych swojej misji, będziemy dalej dbać o Świetlicę i rozwijać swoją działalność. I dążyć do celu, jakim będzie jej rewitalizacja.
rozmawiał Leszek Wątróbski




USD
AUD
CAD
NZD
EUR
CHF
GBP 






